Znajduję się
w pomieszczeniu pokrytym szkarłatnymi kamieniami. Jedynie podłoga jest
normalna, bo to zwykły beton. Rozglądam się i widzę, że jest tak wszędzie.
Praktycznie tu wszystko jest szkarłatne i przyprawia mnie o dreszcze. Wolę stąd
nie wychodzić, bo nie wiem co mogę spotkać. Choć i tak to są wszystko brednie,
naprawdę muszę mieć zwidy. Raczej sama zapiszę się do psychologa, bo moje oczy
to istny obłęd.
Nagle powoli
otwierają się drzwi i wchodzi nieznany mi mężczyzna. Dopiero po chwili go
rozpoznaję. Jest to dostawca, który kilka dni temu przywiózł nam pizzę.
Wiedziałam, że to nie był przypadek, ale nie chciało mi się w to wierzyć. Ale
jestem ciekawa co on tu robi i kim tak naprawdę jest. Ja chyba zaraz zeświruję.
To na pewno jest zły sen i zaraz pewnie się obudzę. Zamykam oczy, ale nic się
nie dzieje.
-Zaraz, ja
cię znam. Przywiozłeś nam pizzę. Wiem, że to nie był przypadek, ale co chciałeś
dzięki temu osiągnąć ?
Nic się nie
odzywa, tylko każe za sobą iść. Jakoś nie chcę wychodzić z tego pokoju, bo
czuję się w nim bezpieczna. Ale nie mam niestety wyboru, dlatego że zaciąga
mnie siłą jakaś tajemnicza moc. Już nie stawiam oporu i idę na własnych nogach.
Zbiżamy się
powoli do wielkiego pomieszczenia. Czuję się dziwnie, bo z każdym krokiem w
kierunku pokoju, coraz gorzej się czuję. Przynajmniej mogę ustać na nogach.
Już jesteśmy
na miejscu i wchodzimy do środka. Jest to jakby okrągła sala tronowa, którą
przepełnia mrok i gniew. Wokół są pozapalane pochodznie, oświetlające całe
pomieszczenie. Na samym środku znajduje się wielki tron, a na nim postać z
rospostartymi skrzydłami. Nie widzę twarzy, bo cały tron jest w cieniu. Nic go
nieoświetla. Wiem, że jest to mężczyzna, bo ma gruby i donośny głos. Jest
bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Ma na sobie długą szatę, pewnie czarną z
długim kołnierzem, zasłaniającym cały tył głowy. Jedynie co można w nim
dostrzec to czerwone oczy.
-Witaj. Jak
ci na imię ? – pyta, nie okazując żadnych emocji.
-A co ci do
tego ? Przecież cię nie znam. – odpowiadam, lecz z wielkim przerażeniem, ale
staram się tego nie okazywać.
-Dowcipna
jak tatuś.
W jego
głosie można usłyszeć złowieszczy śmiech. Ale jednak mam wrażenie, że skądś go
znam, ale nie mam pojęcia skąd. I o co chodzi z tym tatusiem. Przecież to
niemożliwe, żeby znał mojego ojca.
-Na pewno
mnie znasz, tylko jeszcze sobie tego nie uświadomiłaś. Jak myślisz, kim ja
jestem ?
-Niestety
cię nie widzę, więc cię nie skojarzę.
-Wyostrz
swój wzrok. Podobo widzisz lepiej w ciemności. Wiem wszystko o tobie i o twojej
rodzinie.
Co ! Skąd on
to wszystko wie. Przecież nikomu o tym nie mówiłam.
Mam też
nadzieję, że nie skrzywdzi nikogo z mojej rodziny, bo patrząc na niego, jest do
tego zdolny.
-Skoro tyle
o mnie wiesz, to po co się pytasz o moje imię ? – pytam tego dziwnego gościa w
brzydkiej szacie.
-Po prostu
jestem ciekawy czy masz świadomość kim tak naprawdę jesteś.
Nie mam
bladego pojęcia o co mu chodzi. Ale chyba już wiem kim on jest. Jest to
Lucyfer, głupi władca piekła. I bla, bla, bla. Przynajmniej go przypomina, bo
raczej nie istnieje, a ja nie mogę znajdywać się teraz w piekle. To jest po
prostu absurdalne.
-Wiem, że
się domyśliłaś już kim jestem. – stwierdza. – Zatem kim ty jesteś ?
-Jestem
Catie. Chodzę do szkoły i mam 15 lat. - odpowiadam - Chcesz coś jeszcze
wiedzieć ? - pytam ironicznie.
-Teraz już
wiem, że nie wiesz niczego o swojej przeszłości i kim jesteś. Mam jeszcze jedno
pytanie. Czy słyszałaś opowieść o zakazanej milości anioła z demonem ?
Na początku
nie wiem o jaką opowieść mu chodzi, ale sobie przypominam. Leon mi ją
opowiadał, gdy byłam u niego w domu. Ale szczerze mówiąc nie wiem, po co mi ją
mówił. Do czego zmierzał ?
-Taa. Ty,
Lucek, nie wierzę w te brednie, które usłyszałam. Wybacz, ale jesteś dla mnie
nikim. Sorry.
Próbuję
wyjść z komanty, ignorując Lucyfera, ale zatrzymuje mnie ten drugi. Chyba nie
mam wyjścia, jak wysłuchać co ma mi do powiedzenia. Lepiej nie będę mówiła co o
nim myślę, bo boję się, że mi coś zrobi.
-Dobra,
niech ci będzie, to słucham. – mówię.
-Dziewczyną,
która zrodziła się z anioła i demona jesteś ty.
Moje oczy,
które są przymróżone, rozszerzają się do wielkości „piłki tennisowej”. Nie wiem
co myśleć. Nie ukrywam, że to mnie strasznie przeraziło. Teraz tym bardziej
chcę stąd wyjść. I znowu zaczyna mówić.
-Tak
naprawdę, masz na imię Raven i nie masz 15 lat, tylko kilkaset. Za bardzo ci
tego nie chcę mówić, ale jesteś hybrydą anioła i demona. Jesteś najsilniejsza z
nas wszystkich.
-Nie ! To
niemożliwe. Nie mam żadnych mocy i nie chcę się w nic mieszać. A jeśli to
prawda, to pewnie też masz jakieś dziwne zdolności.
Chyba
zaczynam w to wierzyć. Lucyfer wzrokiem przemieszcza różne rzeczy i jeszcze
potrafi latać. To jest przerażające, co tu się wyprawia.
-Dobra,
chyba już uwierzyłam, ale głowa mi zaraz pęknie od tylu wrażeń naraz.
-Jak już
wierzysz, to chciałbym ci złożyć pewną propozycję. Dołącz do nas, a damy ci to
o czym nawet nie śniłaś.
-Wybacz, ale
nie. – odmawiam. – A tak to co by było z moimi braćmi ?
-Oj błagam,
przecież i tak nie są twoją prawdziwą rodziną. Po prostu ich zostaw.
***
Cały czas
Leon się obwinia, że nie zdołał mnie uchronić. Postanawia coś z tym zrobić.
Jest gotów zaryzykować swoje życie, żeby mnie uratować. Prosi o pozwolenie
swoją mentorkę Angelę o zejście do piekła. Wtedy straci wszystko i już nie
będzie tym samym aniołem. Stanie się upadłym aniołem. Umożliwi mu to przejście
przez bramę piekła.
-Jesteś
pewny, że chcesz to zrobić ? – pyta Angela. – Możesz się stać kimś zupełnie
innym.
-Tak, muszę
to zrobić. Miałem ją chronić i co z tego wyszło.
Leon
wychodzi, nie oglądając się za siebie. Schodzi do piekieł i staje tuż przed
bramą. Jego planem jest dołączenie do Lucyfera, żeby zdobyć zaufanie wszystkich
demonów. Potem, gdy nadejdzie właściwa chwila, zdradzi go, ratując przy tym
Catie.
Przekracza
bramę i zaczyna jakoś słabo się czuć. Mdleje. Leży tak przez dobre kilka minut.
Odzyskuje przytomność i patrzy na siebie. Stał się upadłym aniołem. Wstaje i
rozgląda się dookoła. Idzie przed siebie, bo to jedyna droga jaka tutaj jest.
Dochodzi do wielkich drzwi, z których słychać jakieś odgłosy. Przykłada uszy i
słyszy Lucyfera, rozmawiającego z kimś. Nagle przestaje mówić w połowie zdania.
Leon odchodzi od dużych wrót. Otwierają się na oścież i widzi tylko Lucyfera,
jakiegoś strażnika i mnie. Wchodzi. Zamieram na jego widok. Nie mogę wykrztusić
ani slowa, ale może to i dobrze, bo nie wiem jak mógłby zareagować Lucek. Tuż
nad głową słyszę jego głos.
-Czy ty nie
jesteś przypadkiem aniołem ? – pyta go łagodnym i spokojnym głosem.
-Byłem. –
stwierdza. – Ale jestem teraz upadłym i chcę się do was przyłączyć.
Jestem w
szoku. Co on sobie myśli ? Przecież to władca piekieł. A po za tym to jest
dobry chłopak i nie zniżyłby się do tego poziomu.
-Zgadzam
się. – odpowiada, nie okazując żadnych emocji.
Serio ? To
jest już po prostu dziwne. Nie podejrzewa go o nic ? Na pewno jest tu jakis
haczyk. Nie odzywam się, bo to by przyspożyło jakieś problemy.
-Zaren,
zaprowadź Raven do pokoju, wiesz którego i pilnuj jej. Muszę tu pogadać na
osobności z naszym nowym sojusznikiem.
Prowadzi
mnie do wielkiego pomieszczenia, ale to nie jest zwykły pokój, to cela
więzienna.
-Zaraz,
miałeś mnie zaprowadzić do pokoju.
-I jesteś w
nim, tylko trochę innym. No już, właź.
-Za chiny
tam nie wejdę.
Nie chcę
wejść, więc wpycha mnie siłą, że się przewracam. W środku jest jeszcze gorzej
niż na zewnątrz. Całe kraty są pokryte kurzem i pajęczyną. Na suficie zwisa
mały pająk, co mi nie sprawia kłopotu. Jestem ciekawa o czym tam gadają. Nie ma
bata, żebym stąd wyszła jak cały czas pilnuje mnie ten wielki mięśniak. To
trochę dziwne, bo od naszego ostatniego spotkania trochę podrósł i zwiększyła
mu się masa mięśni. Wygląda trochę jak jakiś bokser.
Uplywa jakaś
dobra godzina, choć nie mam pewności, bo tu czas może płynąć szybciej lub
wolniej. Przychodzi Leon i rozmawia ze
strażnikiem. Nie wiem co mu powiedział, ale widzę jak odchodzi. Otwiera celę i
wchodzi do środka.
-Musisz stąd
uciekać. – mówi szeptem, żeby go nikt nie usłyszał.
-Zaraz, co
się dzieje ? I jak się tu dostałeś ? – pytam, nie wiedząc co o tym myśleć.
-Słuchaj nie
mamy dużo czasu. Proszę zaufaj mi.
-Ok., ufam.
Ale co on może mi zrobić ?
-Bardzo
dużo. Widziałem jak gadaliście. Co ci powiedział ?
-Wszystko.
Całą prawdę o mnie, choć na początku nie uwierzyłam. I złożył mi jakąś propozycję.
Powiedział, żebym się do niego przyłączyła, to da mi wszystko.
-Słuchaj, on
ma w planie cię zabić. Nawet jeśli byś się do niego przyłączyła, to i tak po
pewnym czasie by cię zabił i zabrał moc dla siebie. A teraz cię tu
przetrzymuje, żeby zrobić to samo później. Naprawdę musisz stąd uciekać.
Po tym co
usłyszałam nie mogę się ruszyć nawet na milimetr. Nigdy tak bardzo się nie
bałam.
- A zaraz, a
ty co tu robisz, jak się dostałeś do środka ? Bo słyszałam, że anioły nie mogą
tu wejść.
-A w tym
rzecz, że po przekroczeniu bramy do piekła stałem się upadłym aniołem. Mentorka
mi mówiła, że mogę już nie być sobą, ale udało mi się zachować swoją osobowość.
Dobra, koniec tych pogaduszek, musimy uciekać.
Nie
protestuję i idę za Leonem. Teraz uświadamiam sobie, że bardzo zależy mu na
moim bezpieczeństwie. Stał się nawet upadłym aniołem, tylko żeby mnie uratować
ze szpon Lucyfera. I nie wiem, może zależy mu również na mnie ? Bo ja wiem na
pewno, że mi na nim bardzo, ale to bardzo zależy. Jeszcze nigdy tak się nie
czułam.
-Zaczekaj.
Muszę ci coś powiedzieć. Teraz sobie uświadomiłam, że mi na tobie zależy.
Jeszcze nigdy tego nie mówiłam, ale powiem to teraz. Leon, kocham cię. Mówię ci
to teraz, bo może następnego razu już nie być.
-Nawet tak
nie mów. Jeszcze nie zamierzam wybrać się na tamten świat. A po za tym, na
tobie też mi bardzo zależy. Bałem ci się to powiedzieć, bo nie wiedziałem jak
to możesz przyjąć i czy w ogóle coś do mnie czujesz. Ale teraz już wiem. Catie,
Kocham cię.
Gdy to
mówił, patrzył mi się cały czas w oczy. Wiem, że to mówił szczerze. Podchodzi i
całuje mnie w usta. Nie opieram się. Jego pocałunek jest czuły i delikatny.
Myślę, że on naprawdę mnie kocha.
-Dobra,
musimy już iść. – mówi Leon.
Cały czas,
trzymając mnie za rękę, wyprowadza nas ze środka. Idziemy i idziemy. Wydaję mi
się jakby ten tunel w ogóle nie miał końca.
W końcu
dochodzimy do sali tronowej. Zatrzymuje mnie, żebym tu na niego poczekała i
rozgląda się wokoło. Widzi, że nikogo nie ma i ciągnie mnie dalej. Nagle z cienia wyłania się Lucyfer.
-I co,
próbujecie nam uciec ?
-Catie, na
mój znak biegnij w stronę bramy, a ja go spróbuję zatrzymać. – mówi szeptem,
żeby go nie usłyszał.
-Ok., ale
obiecaj mi, że wrócisz cały i zdrowy.
Spogląda na
mnie tym swoim cudownie, promiennym uśmiechem.
-Teraz.
Daje mi
znak, żebym uciekała. Udaje mu się go jakoś zatrzymać. Jestem już w bramie i
odwracam wzrok. Widzę jak Lucyfer swoim morderczym spojrzeniem skręca kark
Leonowi, upada. Nie oddycha.
-Nie !!!
Zrozpaczona
biegnę dalej. To nie jest proste, bo nogi mam jak z waty. Udaje mi się uciec
poza zasięg jego mocy.
Hej:)
OdpowiedzUsuńDlaczego nic nie piszesz? Porzuciłaś bloga? Pryznaję przez wakacje nie komentowałam, ale czytałam. Napisz coś, proszę!
Wybacz, że nic nie pisałam, ale w wakacje jakoś nie miałam ochoty, a teraz przez szkołę, to nie mam czasu.
OdpowiedzUsuń