piątek, 12 lipca 2013

Rozdział V

Znajduję się w pomieszczeniu pokrytym szkarłatnymi kamieniami. Jedynie podłoga jest normalna, bo to zwykły beton. Rozglądam się i widzę, że jest tak wszędzie. Praktycznie tu wszystko jest szkarłatne i przyprawia mnie o dreszcze. Wolę stąd nie wychodzić, bo nie wiem co mogę spotkać. Choć i tak to są wszystko brednie, naprawdę muszę mieć zwidy. Raczej sama zapiszę się do psychologa, bo moje oczy to istny obłęd.
Nagle powoli otwierają się drzwi i wchodzi nieznany mi mężczyzna. Dopiero po chwili go rozpoznaję. Jest to dostawca, który kilka dni temu przywiózł nam pizzę. Wiedziałam, że to nie był przypadek, ale nie chciało mi się w to wierzyć. Ale jestem ciekawa co on tu robi i kim tak naprawdę jest. Ja chyba zaraz zeświruję. To na pewno jest zły sen i zaraz pewnie się obudzę. Zamykam oczy, ale nic się nie dzieje.
-Zaraz, ja cię znam. Przywiozłeś nam pizzę. Wiem, że to nie był przypadek, ale co chciałeś dzięki temu osiągnąć ?
Nic się nie odzywa, tylko każe za sobą iść. Jakoś nie chcę wychodzić z tego pokoju, bo czuję się w nim bezpieczna. Ale nie mam niestety wyboru, dlatego że zaciąga mnie siłą jakaś tajemnicza moc. Już nie stawiam oporu i idę na własnych nogach.
Zbiżamy się powoli do wielkiego pomieszczenia. Czuję się dziwnie, bo z każdym krokiem w kierunku pokoju, coraz gorzej się czuję. Przynajmniej mogę ustać na nogach.
Już jesteśmy na miejscu i wchodzimy do środka. Jest to jakby okrągła sala tronowa, którą przepełnia mrok i gniew. Wokół są pozapalane pochodznie, oświetlające całe pomieszczenie. Na samym środku znajduje się wielki tron, a na nim postać z rospostartymi skrzydłami. Nie widzę twarzy, bo cały tron jest w cieniu. Nic go nieoświetla. Wiem, że jest to mężczyzna, bo ma gruby i donośny głos. Jest bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Ma na sobie długą szatę, pewnie czarną z długim kołnierzem, zasłaniającym cały tył głowy. Jedynie co można w nim dostrzec to czerwone oczy. 
-Witaj. Jak ci na imię ? – pyta, nie okazując żadnych emocji.
-A co ci do tego ? Przecież cię nie znam. – odpowiadam, lecz z wielkim przerażeniem, ale staram się tego nie okazywać.
-Dowcipna jak tatuś.
W jego głosie można usłyszeć złowieszczy śmiech. Ale jednak mam wrażenie, że skądś go znam, ale nie mam pojęcia skąd. I o co chodzi z tym tatusiem. Przecież to niemożliwe, żeby znał mojego ojca.
-Na pewno mnie znasz, tylko jeszcze sobie tego nie uświadomiłaś. Jak myślisz, kim ja jestem ?
-Niestety cię nie widzę, więc cię nie skojarzę.
-Wyostrz swój wzrok. Podobo widzisz lepiej w ciemności. Wiem wszystko o tobie i o twojej rodzinie.
Co ! Skąd on to wszystko wie. Przecież nikomu o tym nie mówiłam.
Mam też nadzieję, że nie skrzywdzi nikogo z mojej rodziny, bo patrząc na niego, jest do tego zdolny.
-Skoro tyle o mnie wiesz, to po co się pytasz o moje imię ? – pytam tego dziwnego gościa w brzydkiej szacie.
-Po prostu jestem ciekawy czy masz świadomość kim tak naprawdę jesteś.
Nie mam bladego pojęcia o co mu chodzi. Ale chyba już wiem kim on jest. Jest to Lucyfer, głupi władca piekła. I bla, bla, bla. Przynajmniej go przypomina, bo raczej nie istnieje, a ja nie mogę znajdywać się teraz w piekle. To jest po prostu absurdalne.
-Wiem, że się domyśliłaś już kim jestem. – stwierdza. – Zatem kim ty jesteś ?
-Jestem Catie. Chodzę do szkoły i mam 15 lat. - odpowiadam - Chcesz coś jeszcze wiedzieć ? - pytam ironicznie. 
-Teraz już wiem, że nie wiesz niczego o swojej przeszłości i kim jesteś. Mam jeszcze jedno pytanie. Czy słyszałaś opowieść o zakazanej milości anioła z demonem ?
Na początku nie wiem o jaką opowieść mu chodzi, ale sobie przypominam. Leon mi ją opowiadał, gdy byłam u niego w domu. Ale szczerze mówiąc nie wiem, po co mi ją mówił. Do czego zmierzał ?
-Taa. Ty, Lucek, nie wierzę w te brednie, które usłyszałam. Wybacz, ale jesteś dla mnie nikim. Sorry.
Próbuję wyjść z komanty, ignorując Lucyfera, ale zatrzymuje mnie ten drugi. Chyba nie mam wyjścia, jak wysłuchać co ma mi do powiedzenia. Lepiej nie będę mówiła co o nim myślę, bo boję się, że mi coś zrobi.
-Dobra, niech ci będzie, to słucham. – mówię.
-Dziewczyną, która zrodziła się z anioła i demona jesteś ty.
Moje oczy, które są przymróżone, rozszerzają się do wielkości „piłki tennisowej”. Nie wiem co myśleć. Nie ukrywam, że to mnie strasznie przeraziło. Teraz tym bardziej chcę stąd wyjść. I znowu zaczyna mówić.
-Tak naprawdę, masz na imię Raven i nie masz 15 lat, tylko kilkaset. Za bardzo ci tego nie chcę mówić, ale jesteś hybrydą anioła i demona. Jesteś najsilniejsza z nas wszystkich.
-Nie ! To niemożliwe. Nie mam żadnych mocy i nie chcę się w nic mieszać. A jeśli to prawda, to pewnie też masz jakieś dziwne zdolności.
Chyba zaczynam w to wierzyć. Lucyfer wzrokiem przemieszcza różne rzeczy i jeszcze potrafi latać. To jest przerażające, co tu się wyprawia.
-Dobra, chyba już uwierzyłam, ale głowa mi zaraz pęknie od tylu wrażeń naraz.
-Jak już wierzysz, to chciałbym ci złożyć pewną propozycję. Dołącz do nas, a damy ci to o czym nawet nie śniłaś.
-Wybacz, ale nie. – odmawiam. – A tak to co by było z moimi braćmi ?
-Oj błagam, przecież i tak nie są twoją prawdziwą rodziną. Po prostu ich zostaw.
***
Cały czas Leon się obwinia, że nie zdołał mnie uchronić. Postanawia coś z tym zrobić. Jest gotów zaryzykować swoje życie, żeby mnie uratować. Prosi o pozwolenie swoją mentorkę Angelę o zejście do piekła. Wtedy straci wszystko i już nie będzie tym samym aniołem. Stanie się upadłym aniołem. Umożliwi mu to przejście przez bramę piekła.
-Jesteś pewny, że chcesz to zrobić ? – pyta Angela. – Możesz się stać kimś zupełnie innym.
-Tak, muszę to zrobić. Miałem ją chronić i co z tego wyszło.
Leon wychodzi, nie oglądając się za siebie. Schodzi do piekieł i staje tuż przed bramą. Jego planem jest dołączenie do Lucyfera, żeby zdobyć zaufanie wszystkich demonów. Potem, gdy nadejdzie właściwa chwila, zdradzi go, ratując przy tym Catie.
Przekracza bramę i zaczyna jakoś słabo się czuć. Mdleje. Leży tak przez dobre kilka minut. Odzyskuje przytomność i patrzy na siebie. Stał się upadłym aniołem. Wstaje i rozgląda się dookoła. Idzie przed siebie, bo to jedyna droga jaka tutaj jest. Dochodzi do wielkich drzwi, z których słychać jakieś odgłosy. Przykłada uszy i słyszy Lucyfera, rozmawiającego z kimś. Nagle przestaje mówić w połowie zdania. Leon odchodzi od dużych wrót. Otwierają się na oścież i widzi tylko Lucyfera, jakiegoś strażnika i mnie. Wchodzi. Zamieram na jego widok. Nie mogę wykrztusić ani slowa, ale może to i dobrze, bo nie wiem jak mógłby zareagować Lucek. Tuż nad głową słyszę jego głos.
-Czy ty nie jesteś przypadkiem aniołem ? – pyta go łagodnym i spokojnym głosem.
-Byłem. – stwierdza. – Ale jestem teraz upadłym i chcę się do was przyłączyć.
Jestem w szoku. Co on sobie myśli ? Przecież to władca piekieł. A po za tym to jest dobry chłopak i nie zniżyłby się do tego poziomu.
-Zgadzam się. – odpowiada, nie okazując żadnych emocji.
Serio ? To jest już po prostu dziwne. Nie podejrzewa go o nic ? Na pewno jest tu jakis haczyk. Nie odzywam się, bo to by przyspożyło jakieś problemy. 
-Zaren, zaprowadź Raven do pokoju, wiesz którego i pilnuj jej. Muszę tu pogadać na osobności z naszym nowym sojusznikiem.
Prowadzi mnie do wielkiego pomieszczenia, ale to nie jest zwykły pokój, to cela więzienna.
-Zaraz, miałeś mnie zaprowadzić do pokoju.
-I jesteś w nim, tylko trochę innym. No już, właź.
-Za chiny tam nie wejdę.
Nie chcę wejść, więc wpycha mnie siłą, że się przewracam. W środku jest jeszcze gorzej niż na zewnątrz. Całe kraty są pokryte kurzem i pajęczyną. Na suficie zwisa mały pająk, co mi nie sprawia kłopotu. Jestem ciekawa o czym tam gadają. Nie ma bata, żebym stąd wyszła jak cały czas pilnuje mnie ten wielki mięśniak. To trochę dziwne, bo od naszego ostatniego spotkania trochę podrósł i zwiększyła mu się masa mięśni. Wygląda trochę jak jakiś bokser.
Uplywa jakaś dobra godzina, choć nie mam pewności, bo tu czas może płynąć szybciej lub wolniej.  Przychodzi Leon i rozmawia ze strażnikiem. Nie wiem co mu powiedział, ale widzę jak odchodzi. Otwiera celę i wchodzi do środka.
-Musisz stąd uciekać. – mówi szeptem, żeby go nikt nie usłyszał.
-Zaraz, co się dzieje ? I jak się tu dostałeś ? – pytam, nie wiedząc co o tym myśleć.
-Słuchaj nie mamy dużo czasu. Proszę zaufaj mi.
-Ok., ufam. Ale co on może mi zrobić ?
-Bardzo dużo. Widziałem jak gadaliście. Co ci powiedział ?
-Wszystko. Całą prawdę o mnie, choć na początku nie uwierzyłam. I złożył mi jakąś propozycję. Powiedział, żebym się do niego przyłączyła, to da mi wszystko.
-Słuchaj, on ma w planie cię zabić. Nawet jeśli byś się do niego przyłączyła, to i tak po pewnym czasie by cię zabił i zabrał moc dla siebie. A teraz cię tu przetrzymuje, żeby zrobić to samo później. Naprawdę musisz stąd uciekać.
Po tym co usłyszałam nie mogę się ruszyć nawet na milimetr. Nigdy tak bardzo się nie bałam.
- A zaraz, a ty co tu robisz, jak się dostałeś do środka ? Bo słyszałam, że anioły nie mogą tu wejść.
-A w tym rzecz, że po przekroczeniu bramy do piekła stałem się upadłym aniołem. Mentorka mi mówiła, że mogę już nie być sobą, ale udało mi się zachować swoją osobowość. Dobra, koniec tych pogaduszek, musimy uciekać.
Nie protestuję i idę za Leonem. Teraz uświadamiam sobie, że bardzo zależy mu na moim bezpieczeństwie. Stał się nawet upadłym aniołem, tylko żeby mnie uratować ze szpon Lucyfera. I nie wiem, może zależy mu również na mnie ? Bo ja wiem na pewno, że mi na nim bardzo, ale to bardzo zależy. Jeszcze nigdy tak się nie czułam.
-Zaczekaj. Muszę ci coś powiedzieć. Teraz sobie uświadomiłam, że mi na tobie zależy. Jeszcze nigdy tego nie mówiłam, ale powiem to teraz. Leon, kocham cię. Mówię ci to teraz, bo może następnego razu już nie być.
-Nawet tak nie mów. Jeszcze nie zamierzam wybrać się na tamten świat. A po za tym, na tobie też mi bardzo zależy. Bałem ci się to powiedzieć, bo nie wiedziałem jak to możesz przyjąć i czy w ogóle coś do mnie czujesz. Ale teraz już wiem. Catie, Kocham cię.
Gdy to mówił, patrzył mi się cały czas w oczy. Wiem, że to mówił szczerze. Podchodzi i całuje mnie w usta. Nie opieram się. Jego pocałunek jest czuły i delikatny. Myślę, że on naprawdę mnie kocha. 
-Dobra, musimy już iść. – mówi Leon.
Cały czas, trzymając mnie za rękę, wyprowadza nas ze środka. Idziemy i idziemy. Wydaję mi się jakby ten tunel w ogóle nie miał końca.
W końcu dochodzimy do sali tronowej. Zatrzymuje mnie, żebym tu na niego poczekała i rozgląda się wokoło. Widzi, że nikogo nie ma i ciągnie mnie dalej.  Nagle z cienia wyłania się Lucyfer.
-I co, próbujecie nam uciec ?
-Catie, na mój znak biegnij w stronę bramy, a ja go spróbuję zatrzymać. – mówi szeptem, żeby go nie usłyszał.
-Ok., ale obiecaj mi, że wrócisz cały i zdrowy.
Spogląda na mnie tym swoim cudownie, promiennym uśmiechem.
-Teraz.
Daje mi znak, żebym uciekała. Udaje mu się go jakoś zatrzymać. Jestem już w bramie i odwracam wzrok. Widzę jak Lucyfer swoim morderczym spojrzeniem skręca kark Leonowi, upada. Nie oddycha.
-Nie !!!

Zrozpaczona biegnę dalej. To nie jest proste, bo nogi mam jak z waty. Udaje mi się uciec poza zasięg jego mocy.   

2 komentarze:

  1. Hej:)
    Dlaczego nic nie piszesz? Porzuciłaś bloga? Pryznaję przez wakacje nie komentowałam, ale czytałam. Napisz coś, proszę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz, że nic nie pisałam, ale w wakacje jakoś nie miałam ochoty, a teraz przez szkołę, to nie mam czasu.

    OdpowiedzUsuń

Wulgarne komentarze będą natychmiast usuwane.

Czytelnicy